Prof. dr hab. Kazimierz Braun jest reżyserem, pisarzem i uczonym. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Poznańskim (magisterium, 1958) i reżyserię w PWST w Warszawie (magisterium sztuki, 1962). Doktoryzował się na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu (1971), habilitował na Uniwersytecie Wrocławskim (1975). Został mianowany profesorem w USA w 1989 r., a w Polsce – w 1992 roku na podstawie uchwały Senatu Uniwersytetu Wrocławskiego z roku 1984, wówczas zablokowanej przez władze komunistyczne. Reżyserował w teatrach Warszawy, Wrocławia, Gdańska, Krakowa, Torunia i Tarnowa. W latach 1967–1974 kierował Teatrem im. J. Osterwy w Lublinie, a w latach 1975–1984 Teatrem Współczesnym we Wrocławiu. Wykładał na Uniwersytecie Wrocławskim, New York University, University of California oraz University at Buffalo. Wyreżyserował przeszło sto pięćdziesiąt przedstawień teatralnych i telewizyjnych w Polsce oraz za granicą, między innymi w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Irlandii, Niemczech, prowadził warsztaty dla reżyserów w wielu krajach. Jest autorem ponad pięćdziesięciu książek z dziedziny historii i praktyki teatru oraz powieści, opowiadań i dramatów, publikowanych w kilku językach. Jest również autorem przekładów z języków angielskiego, francuskiego i włoskiego na polski oraz z polskiego i francuskiego na angielski. Otrzymał szereg nagród artystycznych, literackich i naukowych w Polsce, USA, Kanadzie, Japonii i in. krajach. Od 1985 roku mieszka i pracuje w Stanach Zjednoczonych.
Już jako chłopiec nauczyłem się chodzić po lesie nocą. Oczywiście, bez jakiegokolwiek światła, latarki. Potem praktykowałem to latami, dopóki przyjeżdżałem do Milechów. Idąc po lesie w nocy, nie patrzy się pod nogi. Na tym polega sztuka. Bo normalnie, idąc lasem, przecież patrzy się na ziemię, omija korzenie, kamienie, kałuże, szyszki, wszelkie przeszkody. Idąc po ciemku, i tak by się nic nie zobaczyło na ziemi. Więc trzeba patrzeć w górę, ku niebu. Tam, nawet w największej ciemności, nawet w czasie deszczu – gdy idzie się ścieżką lub drogą – jest zawsze jakiś prześwit, jakaś jaśniejsza szczelina. Trzeba za nią podążać. Trzeba się jej trzymać. Trzeba wybierać znane ścieżki czy drogi, i nigdzie nie zbaczać. Pójście na przełaj grozi zabłądzeniem. Najbardziej trzeba uważać na skrzyżowaniach czy rozwidleniach. Ale i tam trzeba wybierać kierunek, patrząc w górę. Naturalnie, co chwila się człowiek potyka, ale nie błądzi, nie wpada na drzewa.
Z tomu «Pamięć»