Zapraszamy do zapoznania się z recenzją książki „Relikwiarz buchenwaldzki” z czasopisma „Topos” (nr 1(152)/2017]:
Poezja sytuacji granicznej
Na pytanie o to, co pisze człowiek w więzieniu, łagrze, obozie czy innych podobnych instytucjach, jeden odpowie: listy, drugi – grypsy, inny wspomni o notatkach czy zapiskach. Są i tacy, którzy z racji własnych doświadczeń bądź większej znajomości historii powiedzą: wiersze. Wiedzę taką, acz niewywiedzioną z autopsji, ma z pewnością Jan Zieliński, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, autor opracowania krytycznego powstałych w KL Buchenwald wierszy Zygmunta Lubicz-Zalewskiego, zatytułowanych „Relikwiarz buchenwaldzki”.
Buchenwald nieopodal Weimaru – siedliska Goethego, przeszedł do historii jako jeden z najbardziej represyjnych obozów pracy przymusowej w nazistowskich Niemczech, wyróżniający się wysokim wskaźnikiem umieralności. Realia tego obozu odpowiadają charakterystyce Jaspersowskiej „sytuacji granicznej”. A jednak wśród więźniów Buchenwaldu, notabene założonego w 1937 roku, byli ludzie ,,z żelaza”, którzy potrafili nie tylko przetrwać, ale i zachować niezłomną postawę. To w Buchenwaldzie miał miejsce jedyny zbrojny bunt więźniów w całej historii hitlerowskiego odpowiednika Gułagu. To tam właśnie osiem lat spędził wschodnioniemiecki pisarz Bruno Apitz, autor po dziś dzień wznawianej powieści „Nadzy wśród wilków” – wysokoliterackiego świadectwa grozy sytuacji granicznej, po dwakroć sfilmowanej. To w Buchenwaldzie przez krótki czas przebywał i został rozstrzelany długoletni więzień obozów Ernst Thälmann, lider Komunistycznej Partii Niemiec, dzielnością wsławiony, nikczemnością osławiony.
W tymże obozie więziono uczestnika francuskiego ruchu oporu Zygmunta Lubicz-Zaleskiego, Polaka z urodzenia i ducha, gościa i sympatyka Francji, po wojnie emigranta. Lubicz-Zaleski to postać zaiste renesansowa. Jan Zieliński tak o nim pisze: „Poeta formacji młodopolskiej, krytyk literacki i krytyk sztuki, estetyk, więziony przez Rosjan w czasach carskich i przez faszystów w czasie II wojny światowej, niestrudzony organizator życia literackiego i naukowego, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca Sorbony i innych uczelni francuskich, doktor honoris causa uniwersytetów w Montpellier i Lille, sekretarz generalny Polskiego Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu. Autor licznych książek i broszur, pisanych po polsku i po francusku. Grand Officier Legii Honorowej (za udział w ruchu oporu), odznaczony Złotym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury. Człowiek głęboko religijny”.
Lubicz-Zaleski trafił do Buchenwaldu po aresztowaniu go w Grenoble przez niemieckich sojuszników – władze włoskie. Było to w drugiej połowie marca 1943 roku. W okresie od kwietnia 1943 do stycznia 1944 roku był więziony w podparyskim Fresnes. Gestapo zarzucało mu kierowanie agenturą antyniemiecką działającą na terytorium całej Francji. Do obozu w Buchenwaldzie trafia wraz z transportem więźniowie francuskich z Compiégne (ponad 19 tys. osób). Jest styczeń 1944 roku, polski poeta rozpoczyna walkę o przetrwanie, bo chociaż obóz buchenwaldzki nie jest objęty planem eksterminacji, to raczej miejsce katorżniczej pracy na potrzeby niemieckiej machiny wojennej niż typowy obóz zagłady w rodzaju Auschwitz czy Sobiboru, to jednak wielu uwięzionych nie wytrzymuje ciężkich warunków. To, że Lubicz-Zaleski przetrwał, a był już przecież mężem ponad sześćdziesięcioletnim, jest tyleż zasługą jego właściwości osobistych, co i traumatycznych doświadczeń z młodości (więzień warszawskiej cytadeli), przyrodzonego zdrowia i witalizmu (hartował się w obozie kąpielami w lodowatej wodzie), ethosu ufundowanego na głębokim humanizmie i religijności. Wszystkie te czynniki czyniły go zdolnym do zachowań transgresyjnych, pozwalających na skuteczny odpór opresjom sytuacji granicznych. Więzień-poeta wiele razy przekraczał domniemaną granicę ludzkich możliwości i pomagała mu w tym poezja rozumiana jako najwyższy stopień ekspresji Sztuki.
W Autokomentarzu do swojego „Relikwiarza” poetyckiego Zygmunt Lubicz-Zaleski wyznaje: „Sztuka – jak konieczność – wkracza w życie codzienne i niecodzienne w sposób niespodziewany. W straszliwym umęczeniu życiem obozów koncentracyjnych – sztuka, poezja stawały się ucieczką, ale także pewnego rodzaju próbą ujarzmienia wroga – okrucieństwa losu. […] Sztuka cierpienia, a ściślej ratunku, obrony zachowania życia – stawała się koniecznością życia osobowego. Arcydziełem było wytrwać i przetrwać”. Lubicz-Zaleski dokonał czegoś więcej, bo i przetrwał, i pozostał wolny od nienawiści do Boga, losu czy nawet obozowych oprawców.
Lubicz-Zaleski widział i doświadczył wiele zła. Obrazy śmierci i jej rekwizytów (,,krematoryjny piec w siwym śnie milczenia”) pozostały w jego wyobraźni po kres długiego i godziwego żywota, ale poeta w przedostatnim utworze „Relikwiarza” zapowiedział: „Niech wizja trwa. Niech świat przemienia”. Nadzieja na katharsis w następstwie potworności hekatomby obozów, katowni, okrucieństw działań frontowych, pacyfikacji całych społeczności czy Holocaustu naznaczała poczuciem sensu całą powojenną aktywność Zygmunta Lubicz-Zaleskiego, człowieka, który rozpoczął swoje życie w niecałe dwie dekady po powstaniu styczniowym, doświadczył wiele, a zakończył je w epoce „podboju” Kosmosu. Tak więc do końca miał powody pytać: czy o to walczyłem?
Przedstawiona przeze mnie książka jest objętościowo skromna, nie ma nawet stu stron. Jeżeli jednak ma się choć ogólne wyobrażenie o skali trudności, z którymi musiał zmagać się Jan Zieliński podczas kwerendy materiałowej, to można rzec, iż jest ona owocem niezwyczajnego, zasługującego na szacunek trudu badawczego. Dodajmy do tego błyskotliwe interpretacje utworów „Relikwiarza” i oto mamy dzieło, z którym trzeba się zapoznać. / Wiesław Setlak